Trudno określić początek moich harcerskich lat. Przecież harcerzem
nie zostaje się w jednym dniu. Mam zaznaczony w kalendarzu dzień, w
którym obroniłem pracę dyplomową magistra inżyniera. Ale na pewno w tym
dniu nie zostałem inżynierem. Nie mogłem nie być nim wczoraj, a zostać
nim dzisiaj. To wymaga długich lat studiów, a później długich lat pracy
i samokształcenia się. Słusznie powiedział mój ulubiony Profesor na
Politechnice w Gliwicach, że ludzie dzielą się na nieuków i samouków.
Samo wysłuchanie wykładów, zdanie egzaminów, odrobienie ćwiczeń w
laboratorium - to jeszcze nic. Trzeba później sprawdzić się w życiu,
żeby zasłużyć na tytuł inżyniera. Myślę, że podobnie jest z
harcerstwem. Nie idzie o przyrzeczenie, o krzyż harcerski, o mundur.
Trzeba sprawdzić się w życiu, wykazać wierność Przyrzeczeniu i Prawu
Harcerskiemu i dopiero wtedy można powiedzieć: to jest harcerz.
Jak trafiłem do gromadki Zuchów? Zacznę od mojego Taty. Tata
zaraził się radiotechniką. Aparat radiowy w latach dwudziestych to była
duża skrzynka drewniana z otwieranym wiekiem. Na tej skrzynce stał
głośnik z wielką tubą tekturową, a na dolnej płycie stolika był
akumulator do żarzenia lamp i duże tekturowe pudło pełne płaskich
bateryjek, takich o napięciu 4,5 V do latarek elektrycznych. To było do
zasilania anod i siatek lamp radiowych, schowanych w skrzynce. Czasem,
gdy radio nie chciało grać, przychodził znajomy Taty, pan sierżant
Hajduk, otwierał tę tajemniczą skrzynkę, coś tan poruszał, poluzował,
docisnął, dokręcił i radio grało. Patrzyłem na to z podziwem i ze
zdumieniem, ale nic z tego nie mogłem zrozumieć, chociaż bardzo
chciałem. To moje zainteresowanie było jednym z powodów wybrania
specjalności Elektronika na studiach wyższych dwadzieścia lat później.
To zamiłowanie Taty do radiotechniki spowodowało, że zostałem
Zuchem a następnie Harcerzem. A było to tak: siedziałem z Mamą przy tym
radiu i słuchaliśmy audycji o pękaniu lodów na wiosnę na rzece, gdzieś
daleko w Ameryce. A więc pękały lody, ruszyła kra a na dużej płycie
lodu zostały cztery osoby, które próbowały przejść na drugi brzeg.
Nieco dalej na rzece był most, a jeszcze dużo dalej wodospad. Na moście
zebrała się grupa gapiów i po namyśle spuszczono z mostu linę. Jeden z
mężczyzn na krze przewiązał tą liną kobietę i to była jedyna osoba
uratowana. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, aby spuścić z mostu
cztery liny i do ich końców umocować deskę, belkę lub orczyk, za pomocą
którego koń ciągnie wóz. Ci ludzie na moście nie mieli chyba ani
odrobiny wyobraźni. Słuchowisko zakończono komentarzem: gdyby wśród tej
gromady gapiów był chociaż jeden skaut, to do tej tragedii nigdy by nie
doszło i wszyscy ludzie zostali by uratowani. I od tej chwili zacząłem
intensywnie jak na mój wiek myśleć. Dlaczego skaut mógł uratować tych
ludzi? W jaki sposób mógł to zrobić? Dlaczego ci inni na moście nie
mogli nic zrobić? Czy skauci robią cuda? Czym różnią się skauci od
innych młodych ludzi?
cdn.
Jan Porębski
*Dr inż. Jan Porębski jest członkiem Oddziału SMJ w Krakowie,
b. pracownikiem Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie
Poezja w "SpoZywczaku"
Najpierw poloniści i katecheci z Zespołu Szkół Spożywczych,
Chemicznych i Ogólnokształcących zapowiedzieli, że Wewnątrzszkolny
Konkurs Recytatorski 2002 odbędzie się pod hasłem "Na początku było Słowo...". Potem w bibliotece szkolnej przesiadywali uczniowie i poszukiwali tekstów inspirowanych Biblią fragmentu prozy lub wiersza.
9 stycznia br. świetlica szkolna, na co dzień pełniąca funkcję
klasy, zamieniła się w magiczne miejsce. Półmrok, napisy, dekoracje,
kwiaty, świece; już "na wejściu" każdy ściszał głos. Scenografię
zaplanowali i wykonali uczniowie klasy IV żn. W jury: Dyrektor Jacek
Stańda, poloniści i katecheta o. Grzegorz Bryła. Miłą niespodzianką
okazał się udział Ojca Gwardiana Józefa Witko, który także zasiadł przy
stole jury. I to była jedna strona sali. Druga to widownia. A na środku
wykonawca. Porządek alfabetyczny, wykonawców 34. Cisza, głos występującego i wcale nie groźny wzrok jurorów.
Trwało to kilka godzin. Słowa miały tu ważne znaczenie, brzmiały
pięknie i wzruszały. Stało się! Przeciw nadmiarowi informacji, przeciw
rozczarowaniu świata chwila zadumy i religijnych wzruszeń. Ojciec
Gwardian już swoim przybyciem sprawił wszystkim radość, a okazało się
jeszcze, że ufundował upominki dla wszystkich i cenne nagrody dla
wybranych. Szkoła także nagrodziła najlepszych tomikami poezji. Pierwsze miejsce zajął Kamil Lener (IV TA), dwa drugie miejsca przyznano Annie Kuźma (II LM) i Arkadiuszowi Litwinowi (IV TA), trzecią nagrodę otrzymał Hubert Marciszyn (V O), zaś na czwartym miejscu ulokowała się Bożena Krokos (I OP1).
Wszyscy recytatorzy zasługują na uznanie, dlatego pragnę
wymienić ich nazwiska: Iwona Bąk, Anna Chmura, Michał Chrobak, Anna
Duchań, Łukasz Gdyk, Joanna Gemra, Tomasz Gilarski, Dawid Gorgoński,
Małgorzata Górecka, Ewelina Gwozdek, Arkadiusz Halwa, Justyna Kapłon,
Karolina Kowalczyk, Monika Kowalczyk, Justyna Magda, Jadwiga Micek,
Justyna Ochab, Agnieszka Olejarska, Dominika Ossolińska, Magdalena
Ryjoch, Joanna Sałahub, Danuta Sobień, Monika Stec, Magdalena Swatek,
Justyna Szymańska, Dominik Turkosz, Urszula Wach, Ewa Zając, Katarzyna
Pawlikowska. Mam nadzieję, że "Słowo", nad którym pracowali młodzi ludzie wyda owoce w ich dalszym życiu.
mgr Halina Pajda
|