27 lipca 2004 r. minie 60 rocznica wyzwolenia Jarosławia spod okupacji hitlerowskiej. Warto zatem z tej okazji przypomnieć niektóre istotne wydarzenia z tamtego okresu. Posłużą temu wspomnienia bezpośrednich świadków tych tragicznych wydarzeń oraz powstałe na ich podstawie opracowania.
Bardzo napięta sytuacja polityczna i realna groźba wybuchu wojny spowodowały, że na terenie całego kraju wprowadzona została mobilizacja. Końcem sierpnia 1939 r. mobilizację zarządzono także w Jarosławiu. Jarosławski Batalion Obrony Narodowej dołączył do Armii "Karpaty". Realnym zwiastunem wojny były rozpoczęte w pierwszych dniach września bombardowania miasta, które zniszczyły kilka budynków, głównie w części południowej, gdzie znajdowało się duże zgrupowanie koszar i magazynów wojskowych. Były też pierwsze ofiary w ludziach. Mieszkańcy pośpiesznie zaklejali szyby papierowymi paskami "na krzyż", aby ustrzec je przed popękaniem w czasie nalotów. Jak wspomina ówczesny harcerz, późniejszy więzień Oświęcimia nr 282 Kazimierz Tokarz: "Dopiero w (...) drugim tygodniu wojny nasze miasto przeżywało ciężkie bombardowania lotnicze obiektów wojskowych, stacji kolejowej oraz transportów kolejowych wojskowych i cywilnych. Były takie dni, że sąsiedzi którzy kwaterowali u nas w piwnicy (betonowy strop) nie wychodzili z tego schronu od świtu do nocy. (...) Jeszcze jeden alarm nie został odwołany, a już pojawiały się następne, na polskim niebie nowa fala niemieckich bombowców z krzyżami na skrzydłach. Lotnicy niemieccy bombardowali cele naziemne, ale jednocześnie zniżając się ostrzeliwali z karabinów maszynowych wszystko, co tylko ruszało się na ziemi. Z broni pokładowej siali śmierć i zniszczenie ludności cywilnej, zachowując się nie jak żołnierze, lecz jak piraci powietrzni. Codziennie z Jarosławia odchodziły na front nowo zmobilizowane jednostki piechoty i artylerii, żegnane serdecznie przez mieszkańców naszego miasta. (...) Z frontu dochodziły niepokojące wieści o przedarciu się czołgów pod Częstochową, które pędziły w kierunku Warszawy. (...) W tym jakże ciężkim tygodniu dla Jarosławia lotnicy niemieccy bombardowali również obiekty cywilne, jak np. domy mieszkalne położone obok koszar oraz stacji kolejowej. Przypominam sobie ten dzień bardzo dokładnie. 6 lub 7 września w godzinach południowych były naloty i bombardowania węzła kolejowego. W pewnym momencie z posterunku obserwacyjnego zobaczyłem kłęby czarnego dymu i kurzu unoszącego się z kierunku Lachmanówki. Usłyszałem również sygnały samochodu pożarniczego, spieszącego na ratunek. (...) Na posterunku pozostawiłem dwóch harcerzy i z jednym harcerzem pobiegliśmy na miejsce wypadku. Dym i kurz wydobywał się ze zbombardowanego, doszczętnie zniszczonego domu pp Szczygłów przy ul. Legionów. Straż Pożarna zaczęła gasić ogień i odgruzowywać wejście do piwnicy. (...) Pomagaliśmy odgruzować wejście do piwnicy i wydobyć już tylko martwych członków rodziny pp Szczygłów i ich krewnych, którzy uciekli ze Śląska, aby schronić się w Jarosławiu przed nawałą niemiecką. (...) Na miejscu tej tragedii obecnie wybudowano przedszkole. (...) Również w innych stronach naszego miasta, szczególnie tych leżących niedaleko obiektów wojskowych i kolejowych ludność cywilna ponosiła poważne straty w zabitych i rannych oraz zniszczonych domów mieszkalnych. I tam ofiarnie w charakterze pielęgniarek nasze jarosławskie harcerki niosły chętną pomoc bliźnim. (...) W dniach 5, 6, 7 września 1939 r. miały miejsce kilkakrotne ciężkie bombardowania stacji PKP". Wydarzenie to Kazimierz Tokarz opisał w swoich wspomnieniach na podstawie relacji naocznych świadków: "Tak się złożyło, że 6 IX w rejonie stacyjnym stał pociąg pełen amunicji przewożonej ze wschodu na front. Stał także pociąg cywilny z ludnością cywilną ewakuowaną ze Śląska, zdążający na wschód. W tym momencie nadleciały eskadry niemieckich bombowców i zaczęło się piekło bombardowania oraz ostrzeliwania z działek pokładowych. Bomby niemieckie trafiały w pociąg zapełniony ludnością cywilną. Wybuchy bomb rozszarpywały wagony kolejowe. Pociąg płonął, a wśród rozrywających się pocisków i płomieni rozgrywały się dantejskie sceny. Popłoch ogarnął pasażerów pociągu, którzy z obłędem w oczach zaczęli wyskakiwać na tory kolejowe szukając schronienia. Uratowani od ognia trafiali pod kule niemieckich lotniczych karabinów maszynowych. (...) W czasie opisywanego bombardowania obowiązkiem wszystkich znajdujących się na stacji kolejowej było zejście do schronu, to jednak harcerze i harcerki z VI drużyny im. Bronisława Pierackiego z narażeniem życia udzielali pomocy ludziom z płonącego i bombardowanego pociągu. Wśród wybuchu bomb (nie zawsze celnych) wynoszono rannych do pomieszczeń schronowych, tam udzielano im pierwszej pomocy, a później odwożono do szpitala. (...) Straty jakie przyniosło to bombardowanie były olbrzymie, szczególnie w ludziach, którzy tam stracili życie lub zostali ranni. Na szczęście ogień z płonącego pociągu nie rozszerzył się i żadna bomba nie trafiła w pociąg pełen amunicji.(...) Nasilenie bombardowania przez samoloty niemieckie zelżało. W sobotę 9 i niedzielę 10, odbywały się przeloty samolotów i bombardowano dalsze obiekty wojskowe i kolejowe na wschód od Jarosławia. W sobotę 9.IX.1939 r. otrzymaliśmy z Komendy Miasta rozkaz ewakuacji na wschód za San, gdzie miała być organizowana linia obronna. (...) Od maszerujących uchodźców dowiedzieliśmy się, że trwają walki o Rzeszów." Obrona Polska była bardzo nieskuteczna o czym również wspomina Kazimierz Tokarz: "Wprawdzie samoloty niemieckie były ostrzeliwane przez nasze zenitówki i karabiny maszynowe p. lotnicze, ale słaba była to obrona skoro eskadry latające nad celami nawet nisko nie ponosiły żadnych strat. Nie widziałem żadnego zestrzelonego samolotu niemieckiego. Od czasu do czasu pojawiały się polskie samoloty łącznikowe, które nie rozpoczynały walki z przeważającą siła wroga."
W tym samym okresie kronikarka S. Elżbieta Tarnowska z Klasztoru Sióstr Niepokalanek zanotowała "Przed południem 6.09. usłyszałyśmy trzykrotny huk spadających bomb na miasto. Dwie kamienice zburzone, kilkunastu ludzi zabitych. Mnóstwo osób schroniło się w łozach nad Sanem. (...) Bombowce niemieckie rozsiewają ulotki, że komu życie miłe niech opuszcza Jarosław, bo jutro będzie bombardowany. Będzie też atak na Lwów. Całą noc i rano słychać było samochody jadące w wielkiej liczbie szosą". 7 września: "Pod koniec mszy św. nagły huk targnął powietrzem. Zadźwięczały szyby w oknach. Bomba padła niedaleko. Złowrogi jęk ciężkiego bombowca, potem huk! aż ściany się zatrzęsły. Podobno 50 bomb zrzucono na miasto". (...) Po wczorajszym dniu (07.09.) ciągłego bombardowania i grzechotu karabinów maszynowych dziś dzień spokojniejszy co do ilości... bo podobno tylko 18 bomb zrzucono. Huk był większy, bo nie tylko ściany, ale i podłoga drżała. Bomba rozwaliła narożnik muru opasującego ogród w miejscu zetknięcia się dwóch szpalerów. Kilkanaście metrów kwadratowych muru leży w gruzach". (...) Wojsko wymaszerowuje z Jarosławia. Starostwo wyjeżdża. Nieustanny turkot samochodów, tak jakby całe miasto tędy przeciągały. (...) Elektryczności nie ma od wczoraj więc i radio milczy. Jedynie pocztą pantoflową donoszą jakieś wiadomości. Zdaje się, że będą bronić linii Sanu. Ciężkie samoloty przelatują przez Jarosław bombardować Przemyśl. Około czwartej po południu przepływa cała ponura eskadra z głuchym pomrukiem zrzuciwszy tylko kilka bomb w pobliżu klasztoru. Ostrzeliwano miasto z karabinów maszynowych. (...) Miasto opustoszałe - bez wojska i bez władz. Zaczynają się rabunki i grabieże. Pociągi wciąż jeszcze chodzą, to dodaje otuchy, bo linie kolejowe w naszych rękach, ale bądź co bądź Niemcy mogą tu wkroczyć. (...) 8 września w święto Narodzenia NMP bomba wyrwała cały róg muru naprzeciw posągu Matki Bożej w alei. Gruz i cegły rozsypały się wokół figury, która została nietknięta. Fakt ten stał przed nami jako proroczy omen: że mimo wszystko ocalejemy... (...) 10 września przybyło do Jarosławia kilku uciekinierów. Mężczyzn Niemcy w drodze rewidowali z lufą rewolweru przy piersi, ale ich puścili. Kobiet nie zaczepiali. Biedacy od kilku dni nic w ustach nie mieli. Wynędzniali, przemęczeni przeważnie osoby z inteligencji z Bochni i Suchej. (...) Opowiadają, że ludność cywilna właściwie nie współdziała z armią, raczej jej utrudnia masowymi wędrówkami, zajmowaniem dróg, tarasowaniem przejść. (...) Dzień mijał spokojnie z ciągłymi przelotami aeroplanów, gdy nagle około godziny szesnastej tak silny wybuch wstrząsnął domem, że siostry postanowiły nie zwlekać, tylko przenieść kaplicę na dół. Do spiżarni...". cdn.