Klasa 3 A, z Publicznego Gimnazjum Nr 1 z kilkoma uczniami z innych klas, na czele z panem Andrzejem Zadorożnym, paniami Zofią Szewczyk i Martą Zadrożny oraz panem kierowcą Edwardem Bosakiem, spędziła pięć wspaniałych dni, podczas cudownej wycieczki w Pieniny, Tatry Polskie i Słowackie, w dniach 16 - 20 maja.
Pierwszego dnia, podekscytowani o godz. 7.30, ruszyliśmy na długo oczekiwaną wyprawę. Program zwiedzania rozpoczęliśmy już w Dębnie, gdzie urzekł nas drewniany mały kościółek z XV w.
Wyzwaniem dla nas była wspinaczka na szczyt Trzech Koron, skąd podziwialiśmy piękne widoki. Zachwycani i trochę zmęczeni przyjechaliśmy do stolicy Tatr - Zakopanego. Po spacerze i oczywiście zakupach na zatłoczonych Krupówkach, wieczorem, zawitaliśmy do naszego ośrodka w Olczy, gdzie zjedliśmy kolację. Do snu nie trzeba było nam śpiewać kołysanki. Do zmęczonych sen przychodzi szybko.
Drugi dzień przyniósł nam wspaniałą pogodę i wyprawę w Tatry Słowackie. W Jaskini Bielskiej zachwyciły nas stalaktyty, stalagmity, stalagnaty przybierające różne formy oraz groty i jeziorka - to jest to! Po pokonaniu 860. schodów trudno nie być zmęczonym. Ale czy można oprzeć się spacerowi dookoła pięknego Jeziora Szczyrbskiego? Oczywiście, że nie. Niesamowicie przygnębiające wrażenie wywarły na nas wiatrołomy, na trasie około 30. km, spowodowane 20. minutową trąbą powietrzną, która przeszła przez te tereny pół roku wcześniej. Zniszczyła, łamiąc lub wyrywając z korzeniami wszystkie napotkane po drodze drzewa. Ucierpiały też budynki mieszkalne i liczne pensjonaty. Po dniu pełnym atrakcji, zmęczeni zasnęliśmy jak kamienie.
Trzeciego dnia, w strugach deszczu, który nie bardzo nam przeszkadzał, wyruszyliśmy na dwugodzinny spacer do Pustelni św. Brata Alberta i wspaniałą wyprawę po Dolinie Strążyskiej, która zaprowadziła nas nad cudowny wodospad - Siklawicę.
Jeszcze rzut oka na skocznie narciarskie, chwila modlitwy i refleksji w cudownym Sanktuarium Fatimskim i oczywiście... Krupówki. A na nich lody, gofry, zapiekanki i inne atrakcje np. pamiątkowe zdjęcie ze śmiercią lub diabłem. Dawniej z białym misiem lub kucykiem. Cóż czasy się zmieniają. Zasnęliśmy snem sprawiedliwego.
Czwarty dzień spędziliśmy ponownie na słowackiej stronie. W malowniczym Kieżmarku zwiedziliśmy stary i nowy kościół ewangelicki i niewielkie, lecz bardzo urocze muzeum. Wysłuchaliśmy hejnału z wieży zegarowej, "pokręcili" po ryneczku, zachwycając się bajkowymi kamieniczkami i ruszyliśmy do Słowackiego Raju - regionu Słowacji, gdzie zachwycają liczne kaniony, rozpadliny i wodospady. Mówiono nam o urokach tej części Tatr, ale to, co zobaczyliśmy przeszło nasze oczekiwania. To trzeba zobaczyć! Spacerując wyznaczonymi szlakami turystycznymi, trzeci dzień z tym samym panem przewodnikiem, podziwialiśmy, niesamowicie urocze zakątki tej części Słowacji.
Nie zachwyciły nas, chociaż wzbudziły nasze zainteresowanie, miejscowości i osady cygańskie, które mijaliśmy po drodze. W drodze powrotnej każdy pozostawił po parę koron w przygranicznych sklepikach, kupując przede wszystkim słodycze. A wieczorem czekały nas emocje podczas konkursu wiedzy o minionych dniach wycieczki, zresztą na zakończenie każdej naszej wycieczki, z tym składem opiekunów, jest taki konkurs. Zwyciężył Grzegorz Śliwa. Było wesoło i miło. Sen przyszedł znienacka.
Dzień piąty, chociaż ostatni, nie był pozbawiony atrakcji. Podziwialiśmy uroki zabytkowego, XIV-wiecznego zamku w Niedzicy. Jadąc w dalszą drogę zatrzymaliśmy się w Szczawnicy, znanej, uroczej miejscowości wypoczynkowej i dzięki gospodarności pana Zadorożnego, za zaoszczędzone pieniądze, kolejką wjechaliśmy na Palenicę. A na niej szaleliśmy, zjeżdżając kilkakrotnie na "rynnie", długości kilkuset metrów. Ale jazda!! Okazuje się, że można w ciągu pięciu dni wygodnie mieszkać, pysznie zjeść - u Hazów na Olczy, bardzo dużo zobaczyć, i to wszystko za 260 złotych polskich. Szkoda, że to nasza ostatnia wycieczka.